Mirror Terra Rossa




























Imię i przydomek: Mirror Terra Rossa
Hodowca : Mariusz Górka
Data urodzenia: 14.06.2010
Data śmierci: 15.05.2015
Rasa/Odmiana : Owczarek Belgijski Groenendael
Rodzice: Black Pearl Lakonga & Ironic TWISTER of Dark Brightness
Rodowód : http://belgi.pl/baza/modules/pedigree/pedigree.php?pedid=23809
Zdrowie : HD B , Padaczka
Historia:
W sierpniu 2010 roku uśpiliśmy w rodzinie naszego pierwszego "wspólnego" psa- owczarka niemieckiego Bustera(O nim w innym artykule), w międzyczasie na domu tymczasowym była u nas znajda-suczka mieszaniec husky o imieniu Yuki. Miałam nadzieję ,że już z nią zostanę- jednak niewiele później, bo kilka tygodni po śmierci Bustera- Yuki uciekła z domu i zginęła pod kołami samochodu. Pełna żalu i rozpaczy rozglądałam się za nowym psem, który ukoi moje pokruszone serduszko. Trafiłam wtedy na mieszańca owczarka australijskiego- Atosa , który w momencie mojego zainteresowania był na 100%  zarezerwowany, nad czym niesamowicie ubolewałam.
Przypomniałam sobie wtedy o książce z opisami ras psów, którą oglądałam wiele lat wczesniej (moze jej poszukam? byla naprawdę ciekawa :) ). Natrafiłam tam na opis Groenendael'a , stwierdziłam ,że to pies dla mnie i taki ma być i już.
Kompletnie nie znałam się wtedy na liniach psów- nie wiedziałam jakie niosą ze sobą choroby. Prawdopodobnie gdybym wiedziała wtedy to, co wiem teraz- na pewno nie wzięłabym od tego człowieka jakiegokolwiek psa. Los jednak chciał inaczej...W październiku 2010 roku pojechalismy do Kozłowa k.Radomia do hodowli "Terra Rossa", i jak to bywa w takich miejscach- urzekły mnie wszystkie szczenięta, Ze zdjęć podobał mi się jednak jeden konkretny maluch- w trakcie odbioru już ponad 4 miesięczny - Mirror, zastanawiałam się też nad suczką, ale jednak padło na niego.













I tak nie wiedząc kompletnie nic o belgach, przywiozłam takiego młodocianego urwisa do domu.

Nie będę mówić ,że żałuję- ale to był najtrudniejszy pies w moim życiu. Nie mówię też, że nie zrobiłam błędów- było wiele takich ,których nigdy nie odkręciłam.
Niestety , 'hodowca' od samego początku robił mnie w bambuko- choćby dlatego ,że nawet nie poznałam nigdy imion reszty z miotu, nigdy nie miałam kontaktu z właścicielami rodzeństwa Mirrora- kto wie? może to by pomogło i byłby nadal ze mną?
Problemy z Mirrorem były od początku- nie potrafiłam do niego dotrzeć, niczym dziecko z autyzmem miał swój świat i niekoniecznie chciał z niego wychodzić.
Mimo wszystkich tych niesnasek między nami, pokochałam go całym swoim sercem i zmieniłam całe swoje życie i siebie ze względu na niego.
Przez całe jego życie byłam całkowicie przekonana, że to JA nie potrafię trenować z psem, że to JA robię błędy, ale Mirror nie szarpał się, nie nosił przedmiotów w pyszczku, był dosyć lękliwy.
Nigdy nie nauczył się wchodzić bez stresu po schodach- zawsze było to dla niego wielkie przeżycie.
Do końca swojego młodego życia załatwiał się w domu, gryzł i niszczył.
Zawsze był zestresowany- przez to ślinił się okropnie i wiecznie rozchlapywał wodę gdy pił.
Był bardzo pięknym psem, nie jakoś specjalnie ofutrzonym- ale był dla mnie ideałem piękna i moim wiernym przyjacielem, a gdy tylko ktoś pukał do mnie do pokoju- szczekał i warczał już od szczenięctwa.
Nauczył mnie bardzo wiele, cierpliwości do psa, spokoju i nie angażowania się emocjonalnie w jego ekscytację, nauczył mnie uspokajania siebie i jego, obowiązku (co tam powrót w nocy z imprezy? trzeba jeszcze wyganiać pieseczka!).
Kochał śnieg i tarzanie się w nim, kochał ganiać kaczki- kiedyś skończyło się to dla niego prawie tragicznie- gdy zerwał się ze smyczy nad Wisłą i pognał za kaczkami.To był marzec, pierwszy dzień wiosny. Gdybym nie zdjęła butów i nie weszła po klatkę piersiową do wody- pewnie by się utopił, ale kto się przejmuje zimnem i wodą gdy Twój najlepszy przyjaciel nie może utrzymać się na powierzchni?
Koniec końców leżeliśmy tacy mokrzy na plaży , zestresowani ale szczęśliwi, w końcu cali i zdrowi!







Mirror był wyjątkowy, zawsze wiedział gdy czuję się gorzej- przychodził wtedy i lizał mnie po twarzy, przynosił swoje zabawki bo myslał ,że jak odda mi je to będę szczęśliwa.

Od ukończenia okolo 6-7 miesiecy przez Mirrora - walczyliśmy z chorobami oczu, ostatecznie zostały wyleczone jak miał około półtora roku.
Mirror nie lubił książek z biblioteki- potrafił wejść na biurko by dostać się do szafki- w której była torba, w której to były takowe książki. Oczywiście kończyły w strzępach.
Pamiętam gdy byłam jeszcze w gimnazjum i do zaliczenia matematyki musiałam zrobić pół książeczki ćwiczeń- Mirror rozszarpał mi na strzępy ten zeszyt , a Pani Nauczycielka uwierzyła dopiero gdy zaniosłam te obślinione pozostałości jej na biurko.
Od samego początku przechodził ciężko jakiekolwiek szczepienia- ostatecznie z nich zrezygnowaliśmy.
Nie odstępował mnie na krok , chodził po domu z nosem przy mojej nodze, a gdy go z kimś zostawiałam- nie płakał, siedział tylko naprężony jak struna i czekał, a gdy wróciłam... jakaż to była radość!
Tyle ile on mi zniszczył w domu... to do tej pory znajduję niektóre pogryzione przez niego rzeczy.




Pamiętam jak dostałam na urodziny jakiś wymuskany odtwarzacz mp4... miałam go może 2 godziny, później zastałam tylko resztki plastiku.
Próbowaliśmy swoich sił w szkoleniu, niestety nie mogłam jakoś nawiązać z nim fajnego kontaktu, bardzo często się wyłączał i przechodził w swój wymiar- by zapomnieć wszystkiego czego go nauczyłam i odbiec ode mnie daleko, nie wracać kilka godzin, a gdy w końcu wracał- zachowywał się jakby nigdy nic.
Mirror nie lubił dzieci- czuł się przy nich niekomfortowo , a gdy był starszy lubił na nie burczeć.
Psy tolerował do pierwszego pogryzienia go- później już było tylko gorzej.
Miał swoich dwóch przyjaciół-  husky'ch - Destiego i Demona.
Kochał suczki, adorował je i starał się dla nich :) przynosił im patyczki i lizał je po uszach.
Później nastąpił czas, w którym Pan Janusz Słoniewicz przyjął nas- widząc ,ze mamy problemy- nieodpłatnie na szkolenie.
Był to najlepszy czas naszych relacji, pracowało nam się (nie licząc jego zawieszania się) naprawdę bardzo dobrze.
Miał wtedy około 2 lat, wtedy też zaobserwowałam pierwsze przykurcze i tiki nerwowe- zaczął się też szybciej męczyć.
Nigdy nie braliśmy udziału w zawodach, ale lubiliśmy sobie potańczyć razem na podwórku czy pochodzić przy nodze i porobić podstawy posłuszeństwa.



Zabierałam go praktycznie wszędzie- do znajomych, na imprezy, do chłopaka do domu, gdziekolwiek :)
Powoli męczyły go spacery, więc chodziliśmy dużo krócej- zaczęły się też "sapki" przypominające kaszel, miał też często problemy z trawieniem i spore alergie pokarmowe.
Remedium na alergie okazało się wykluczenie zbóż , drobiu i wołowiny z jego diety.
Zrobił się większym pieszczochem, zaczął przynosić i oddawać mi zabawki, przestał uciekać i dało się nawet odwołać go od innego psa.
W całym swoim życiu miał tylko 2 kleszcze więc i to zmartwienie nas niespecjalnie dotyczyło.




Na początku 2014 roku zaobserwowałam ,że "zawieszanie się" jest dużo częstsze, zaczął się bardziej ślinić i telepać podczas snu. Zdarzało mu się ,ze leżał i nagle zaczynał wyć , nieprzerwanie i jednolicie jak syrena alarmowa.

Więcej szczekał, więcej pił i więcej jadł,
Mirror 3 lata i 8 miesięcy


Niedługo później pojawił się pierwszy grand mal- bardzo ciężki, szczęście w nieszczęściu ,że moja Mama pracuje w szpitalu i miała diazepam, który podałyśmy domięśniowo.

Niestety zmiany w zachowaniu Mirrora się rozpoczęły i nikt nie był w stanie tego zatrzymać.
Trafiliśmy do wspaniałej weterynarz- Na początku dostawał doraźnie w razie ataku diazepam we wlewkach.
Gdy okazało się że ataki są około raz na tydzień- wprowadziliśmy Luminal + osłonę na wątrobę oraz witaminę B i taurynę.
Od kwietnia do sierpnia 2014 roku miał około 7 ataków dużych i niezliczoną ilość małych.
Siusiał i załatwiał się pod siebie , więc został ostrzyżony, aby łatwiej było mi go myć.
Ataki padaczki bezpośrednio poraziły nerwy odpowiadające za serce- zdarzały mu się spore arytmia i niedotlenienie (bez widocznej wady serca). Zaburzona praca serca objawiała się chwilowym zatrzymaniem akcji serca (histeryczne łapanie powietrza) i chwile później zaczynało kołatać.
Z boku wyglądało to jak kaszel.
Budził mnie tym wiele razy w nocy i wiele razy lataliśmy do całodobowej kliniki aby podać mu leki na serce.
W tym samym roku pojechaliśmy nad morze- pierwszy raz je zobaczył, jakaż to była radość: woda! plaża! ruszająca się woda! tyle piachu!
W sierpniu pogryzł go amstaff, dostał wtedy poważnego ataku i przez długi czas nie mógł się po nim podnieść, niosłam go kilka przystanków na rękach do domu. 30kg psa, ale doniosłam, dałam leki , po tamtej sytuacji nie pozwalałam mu się nawet obwąchiwać z psami- nawet suki reagowały na niego agresją.
Lubił pozować do zdjęć :)
Przez pół roku był prawie ,że spokój, sierść na zimę odrosła, choć były z nią problemy.
 Niestety zaczęły się sytuacje, w których Mirror nakręcał się agresywnie i zaczynał się na mnie - lub na mojego chłopaka rzucać, kąsać i szarpać- ledwo go uspokajaliśmy,  po czym zachowywał się jakby nic kompletnie się nie stało, nie pamiętał tego.
Zwiększyliśmy też dawkę luminalu, Powoli siadała wątroba, czasem przestawała pracować, czasem wyrzucała mu do organizmu ogromne ilości bilirubiny i toksyn.
Ciężko to znosił, ja też gdyż był to obowiązek tak niesamowicie ogromny! Za każdym razem gdy wychodziłam z domu- martwiłam się czy wszystko będzie ok gdy wrócę.
Zaproponowano nam abyśmy go wykastrowali- wykupiliśmy leki znieczulające dla padaczkowców
i tak w kwietniu przeszedł zabieg.
10 kwietnia był wykastrowany, w ciągu miesiąca coś "naskoczyło" w jego głowie.
Zaczął wpadać w szał, nie mógł spać, warczał na mnie gdy chciałam się podnieść z łóżka.
Jęczał i piszczał bez powodu, cierpiał.
Zmiany neurologiczne postępowały, zaczął się przewracać, chodzić w kółko i powłóczyć łapami.
Często stawał nade mną na łóżku , trzymając przednie łapy tak, że głowę i szyję miałam między nimi. Obserwował mnie jak śpię. Stał wieczorem patrząc w ścianę- rano zastawałam go w tej samej pozycji. Wpadał na przedmioty, meble, słupki, drzewa. W ostatnim tygodniu życia nie dało się go zostawić samego w domu- wpadał w taki szal ,ze niszczył wszystko, darł ubrania, skakał po meblach, gryzł kable, ściany, klepkę. Pewnego dnia zastałam go w domu(po pół godziny nieobecności) gdy zrobił totalną demolkę i był tak zestresowany ,że biegał w kółko po domu, nie zważając na to czy po drodze jest łóżko czy stół- przebiegał po nich. Zwiększenie dawki leku nie pomagało, a jego wątroba powoli przestawała działać na dobre.
Tego dnia rzucił się na mnie i na moją mamę, następnego dnia - 15 maja 2015 roku podjęliśmy decyzję o zakończeniu jego cierpienia.
Ze strony hodowcy nie dostałam żadnej pomocy, rady, odpowiedzi.
Jedyny raz kiedy odebrał ode mnie telefon- zwyzywał mnie i na moje oskarżenie o sprzedanie mi obciążonego psa(zdawał sobie sprawę ,że ojciec jego suczki przenosi choroby i ,że suczka była niestabilna psychicznie)- skwitował ,że nie ma czasu patrzeć w rodowody.


Mam nadzieję ,że tam gdzie jest może jeść pieczonego kurczaka i czekoladę,i że może ganiać fale tak jak zawsze kochał to robić.

Żegnam Cię przyjacielu i dziękuję Ci za całą naukę i cierpliwość jaką mi okazałeś.
Pamiętaj o mnie, bo ja będę o Tobie pamiętać już zawsze!

2 komentarze :

  1. Bardzo, bardzo mi przykro. Takie decyzje są zawsze potwornie trudne, choć konieczne. Ogromnie współczuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo smutna ta Wasza historia :( Współczuję ...
    To tylko dowodzi jak bardzo hodoffcy mają w d... los sprzedawanych przez siebie zwierząt i ich zdrowie - ot, byleby zarobić i się nachapać a dobrych hodowców jest niestety niewielu , większość patrzy ile to można z nabywcy zedrzeć a jak później jest problem to umywają ręce -.-

    OdpowiedzUsuń